Pamiętam, gdy jeszcze nie było marki COS w Polsce, jak bardzo cieszyłam się na wszelkie wyjazdy do Berlina. Mogłam wtedy połączyć przyjemność ze spędzania czasu w moim ulubionym mieście z… przyjemnością robienie zakupów ;)! Od tamtej pory zawsze wracam do tego samego sklepu mieszczącego się przy … gdzie zaraz obok odkryłam francuską markę Sandro i kilka lokalnych sklepików z ciekawą modą. Będąc w Paryżu nie zapomniałam zajrzeć do The Kooples czy Ba&Sh, a w Barcelonie pędziłam na zakupy do Bimby&Loli. Lista podróżniczych sklepów do odwiedzenia ciągle rośnie, a równolegle z nią wydłuża się lista sklepów, które bardzo chciałabym mieć tu, w Polsce.

Po moim wczorajszym odkryciu, do drugiej listy z chęcią dopisałabym węgierską Nanushkę. Marka została założona przez mieszkającą w Budapeszcie (mieście do którego pewnie prędko się nie wybiorę, stąd lista nr 2) Sandrę Sandorę, której miłość do mody rozpoczęła się już jak była małą dziewczynką. Po ukończeniu studiów na London College of Fashion w 2004 r., Sandra zrezygnowała z pracy dla wielkiego domu mody i ruszył do domu z zamysłem założenia własnej marki Nanushka (nazwa pochodzi od jej pseudonimu z dzieciństwa). Ruch dość ryzykowny, jednak patrząc na poniższe zdjęcia chyba się Sandrze opłacił. W swoich projektach Sandra zgrabnie łączy figlarne cięcia i różnorodne tkaniny z elegancją i komfortem, aby stworzyć kolekcje, które emanują harmonią, a także kontrastują z przytłaczającym hałasem wielkiego miasta. Jak sama przyznaje, „Nanushka jest modą dla miejskich nomadów – dla tych, którzy są w ruchu, ale zawsze w domu”.

Zamiłowanie do etnicznych wzorów w nowoczesnej formie oraz akcentów dziedzictwa węgierskiego, możemy zauważyć w najnowszej kolekcji na sezon wiosna-lato 2013. Widać tu przemyślane koncepcje przybliżające ubrania z naturą, niezwykle łatwe do noszenia fasony, a także przepiękną paletę ziemistych barw i kontrastujących odcieni bordo, czerni czy błękitu. W swoich projektach Sandra chętnie wykorzystuje naturalne tkaniny, takie jak bawełna, jedwab i wełna, a jej ubrania nigdy nie przylegają do ciała, co czyni je idealnymi dla kogoś, kto jest zawsze w ruchu, ale chce wyglądać szykownie i elegancko. Muszę Wam przyznać, Drodzy Czytelnicy, że jestem zachwycona całym lookbookiem tej kolekcji – począwszy od jeansowego płaszcza z rękawami 3.4, przez kurtkę bomber jacket z czarnego jedwabiu czy połyskującego różowego złota, po luźne koszule i brązowo-rude spódnice. Część z tych projektów przypomina mi nieco boho styl od Isabel Marant, jednak jest tu zdecydowanie mniej detali i więcej prostoty. Z ręką na sercu mogłabym wszystko zaadaptować do swojego miejskiego stylu, a ta uniwersalność stylizacji to chyba kolejny mocny punkt Nanushki! Jestem ciekawa jak Wy oceniacie projekty Sandry? Widzielibyście się w czymś konkretnym?

A wracając do początku tego wpisu – jestem ciekawa jakie sklepy odwiedzacie w różnych miastach, takich, których oczywiście nie ma u nas?