W ubiegły weekend będąc w windzie i wyruszając na miasto, zdałam sobie sprawę, że jestem całkowicie ubrana w Zarę. Spodnie, bluza, kurtka, a nawet buty pochodziły ze znanej Wam wszystkim sieciówki i pewnie część z Was westchnie złowrogo po przeczytaniu tego zdania. Ale nie piszę go bez powodu, bo i ja ostatnio wzdycham z dezaprobatą patrząc na moją szafę. I głowię się, co by tu zrobić, aby zmienić nieco ten kierunek. Powodów jest bardzo wiele, począwszy od coraz gorszej jakości materiałów, szybko rozpadających się ubrań, niedociągnięć, które najbardziej widać w przymierzalni (mimo, że lookbook często zachwyca i powoduje szybsze bicie serca) po ceny nieadekwatne do powyższych. Zastanowicie się pewnie skąd zatem tyle u mnie ubrań z Zary, a jest ich prawie cały wieszak. Wszystkiemu jest winien mój własny, długo formujący się styl 😉 Sylwetki i fasony z Zary często odpowiadają mojemu modowemu kierunkowi i choć bardzo chciałabym to zmienić, niezbyt widzę dla siebie inne miejsce na zakupy. Prężnie rozwijający się polscy projektanci o ile potrafią być ciekawi, nie zawsze utrafiają w moje gusta – w ogóle nie noszę t-shirtów, tunik czy luźnych sukienek i swetrów. W dodatku ceny często przekraczają moje możliwości – niestety łatwiej mi zapłacić 300 PLN za żakiet z Zary niż bawełnianą bluzkę od „projektanta”…

Są jednak wyjątki i jest kilka marek, które bardzo chciałabym mieć w Polsce by móc do nich zaglądać i przymierzać. Bo muszę też dodać, że nie należę do osób wymiarowych, które swobodnie mogą robić zakupy online. Dlatego znowu wzdycham, tym razem przed komputerem, przeglądając w sieci takie marki jak Sandro, IRO, Bimba&Lola czy All Saints. Tą ostatnią chciałam Wam dzisiaj, Drodzy Czytelnicy, nieco przybliżyć i pokazać najnowszy lookbook na sezon wiosenno-letni. Jak to zawsze w przypadku All Saints bywa, wśród nowych propozycji króluje rockowa nonszalancja i perfekcyjnie zaserwowany miejski luz. Kiedyś marka wydawała mi się zbyt „męska”, raczej dla chłopczyc (do których nie należę). Teraz doceniam świetne jeansy w różnych wariacjach, idealnie skrojone marynarki i skórzane kurtki oraz sukienki, obok których nigdy nie potrafię przejść obojętnie. Ponadto podoba mi się bardzo ponadczasowość fasonów – mimo, iż z każdą kolekcją widzę w tych projektach coś innego (nie zawsze świeżego, ale prawie zawsze interesującego), odnoszę wrażenie, że zakup większości ubrań All Saints to zakup na lata, który będzie nam pasował do wielu różnych zestawów. Obecna kolekcja jest tego doskonałym przykładem, co potwierdzają zdjęcia poniżej. Trudno by mi było zdecydować się tylko na jedną fajną rzecz, bo jest ich zwyczaje za wiele. Moje serce skradły na pewno szorty i kamizelki, ale przecież asymetryczna sukienka czy komplet też wydają się być świetne. Być może będę się dalej głowić i w końcu coś złowię podczas kolejnej podróży do Berlina. Jadę tam znowu na majówkę i niestety, ale nie jest to jeszcze okres przecen w tym mieście. Kiedyś utrafiłam na samą końcówkę wyprzedaży i muszę podkreślić, że jeśli obecne ceny Was nieco przerażają, to po obniżkach wyglądają naprawdę rozsądnie, wręcz zachęcająco (50-70%).

Jestem bardzo ciekawa jakie marki Wy obserwujecie online i marzycie o istnieniu ich sklepu w Waszym mieście? Macie takie na swoim radarze? Jeśli tak to podzielcie się proszę nazwami i linkami – jestem bardzo ciekawa!